John Frusciante- Curtains (2005)
- The Past Recedes
- Lever Pulled
- Anne
- The Real
- A Name
- Control
- Your Warning
- Hope
- Ascension
- Time Tonight
- Leap Your Bar
Jakiś czas temu świat obiegła wieść straszliwa: gitarzysta Red Hot Chili Peppers, John Frusciante, opuszcza grupę by skupić się na solowej działalności. Spanikowane fanki Papryczek dokonują rytualnego samobójstwa, zadając jedne, jedyne pytanie: "Johnny, why?" Odpowiedzią na to pytanie jest właśnie solowa twórczość Johnny'ego F.. A to materiał arcyciekawy.
Zaczyna się jakoś w połowie lat 90., kiedy to męczony narkotykowym głodem artysta grał jakiekolwiek, trzeba przyznać dość żałosne dźwięki, aby zarobić na kolejną działkę. Po odwyku i zwycięstwie nad nałogiem około 1999 roku, zaczęła się era muzycznej płodności. Frusciante w szalonym tempie nagrywał albumy zarówno z RHCP, jak i solo. "Curtains" wieńczy cykl zatytułowany "6 albumów w 6 miesięcy"- tak, ten przedziwny artysta stworzył 6 skrajnie różnych krążków w zaledwie pół roku. I w trakcie tej samodzielnej muzycznej eksploracji zapuścił się tak daleko, że nie był już w stanie grać w Peppers. Johnny, dlaczego?
Mianowicie dlatego, że bardzo odbiegł od stylu pracy RHCP. Koniec z Pro Tools, z całą studyjną maszynerią i tysiącami dogrywek. "Curtains" zostało nagrane przez Frusciante i trójkę przyjaciół na 8-ścieżkowym magnetofonie z 1971 roku. Większość piosenek zarejestrowano zaledwie za jednym podejściem. (!) Próżno szukać tu slapującego basu i dynamicznych rytmów, dominują akustyczne gitary, harmonie wokalne nagrywane tylko przez Johna, a jesli już pojawi się elektryczna gitara bądź analogowy syntezator, to bardzo, bardzo delikatnie.
To pierwsza cecha płyty, która aż rzuca się w uszy: delikatność. Ten półgodzinny zbiór akustycznych ballad nacechowany jest przede wszystkim subtelnością oraz absolutną naturalnością. Dźwięk nie zawsze jest idealnej jakości, czasami zdarza się artyście zagrać coś niedokładnie, jednakże to utwierdza nas w prawdziwości tej muzyki. Płynie ona prosto z serca i tak też powinna być odbierana. W sferze kompozycji wyróżnia się na pewno "Anne"- piosenka pozbawiona w swej strukturze zwrotek i refrenów, na pewno zaskakuje. Natomiast takie utwory jak "Hope" czy "Time Tonight" ocierają się o prawdziwe piękno, którego nie sposób opisać. "Ascension" przynosi niesamowite brzmienie głosu Frusciante, który mnie zachwycił od pierwszego przesłuchania.
Ta płyta to dobry punkt wyjścia do zgłębienia niezwykłego dorobku tego Artysty. I to przez wielkie, olbrzymie A.